Biznesradar bez reklam? Sprawdź BR Plus

Rok 2015 okiem zarządzajacych z AgioFunds TFI - subiektywne podsumowanie

Wojciech Juroszek, AgioFunds TFI
Wojciech Juroszek, AgioFunds TFI
Udostępnij

Wyborcza wygrana PiS, przekręty Volkswagena, ceny ropy, podwyżka stóp w USA i sytuacja gospodarcza w UE - to zdaniem zarządzających AgioFunds TFI najważniejsze wydarzenia mające wpływ na rynki w 2015 roku. Piętno części z nich odczujemy również na giełdach w bieżącym roku.

W ubiegłym roku małe spółki spadły o 16% w związku z kryzysem za naszą wschodnią granicą. W tym roku o 20% spadły duże spółki. Czy może być gorzej? Czego można się spodziewać w nadchodzącym roku i jakie są największe wyzwania przed polskim rynkiem kapitałowym?

Tradycyjnie przedstawiamy listę najważniejszych z punktu widzenia giełdy wydarzeń 2015 roku wraz z komentarzem:

  1. Prawo i Sprawiedliwość wygrywa wybory parlamentarne, a Andrzej Duda zostaje prezydentem
  2. Volkswagen instalował w swoich samochodach systemy zaniżania wyników pomiaru emisji spalin
  3. Kolejne spadki cen ropy naftowej. Na przestrzeni 2 lat wartość ropy spadła o ponad 60%
  4. Pierwsza od 9 lat podwyżka stóp procentowych w USA. USD/PLN najdroższy od ponad 10 lat
  5. Chwiejne fundamenty Unii Europejskiej i strefy euro. Euro jest najtańsze do dolara od 10 lat.

W wyborach parlamentarnych zwyciężyło Prawo i Sprawiedliwość. Partia ma konkretny program socjalny, który – jak się wydaje – będzie realizowany w większym lub mniejszym zakresie. Krótko mówiąc chodzi o rozdanie ludziom pieniędzy w ramach programu „500 zł na dziecko”.  W myśl reguł jakimi posługiwał się Janosik – żeby dać, trzeba zabrać – zaproponowano wprowadzenie podatku od aktywów banków. Podatek spowoduje spadek zysku netto banków średnio o 20-30%, co zostało uwzględnione przez inwestorów w wycenach giełdowych. Ceny akcji banków spadały w tym roku również z powodu erozji marży odsetkowej, wywołanej cyklem obniżek stóp procentowych przez RPP.  W dodatku wysoki kurs franka szwajcarskiego uniemożliwił niektórym bankom wypłacenie dywidendy z zysku za 2014 r. Powyższe czynniki spowodowały, że banki nie cieszyły się zainteresowaniem wśród inwestorów, a mówiąc wprost – po prostu ostro spadały. Wracając do PiS-u, panuje powszechnie opinia, iż nie ma pieniędzy na realizację tego programu, a dochody z podatku bankowego to za mało. Nikt nie dostrzega (lub nie chce dostrzec), że potencjał do wzrostu dochodów budżetowych tkwi w VAT. Sam fakt wygranej Prawa i Sprawiedliwości może spowodować znaczący, nawet kilkunastoprocentowy wzrost dochodów z tytułu VAT. W ostatnich latach dochody z VAT spadały – czasem o 1%, czasem o 5% - mimo nieustannego, średniorocznego wzrostu PKB o 3%.

Gdy Mateusz Szczurek, jako nowy Minister Finansów w rządzie PO ogłosił, że będzie starał się poprawić ściągalność podatków, dochody z VAT automatycznie wzrosły o 10%, co stanowi nominalny wzrost o 11 mld zł. Powszechny strach przed PiS będzie silnym bodźcem wzrostu dochodów z VAT.

We wrześniu 2015 r. ujawniono, że koncern Volkswagen „manipulował” wynikami testów spalinowych. Manipulacją trudno to oczywiście nazwać; jest to nic innego jak walka konkurencyjna o utrzymanie udziałów rynkowych i w sumie należy pochwalić koncern za innowacyjność i pomysłowość. Według West Virginia University, rzeczywisty poziom emisji zanieczyszczeń wydzielanych przez te silniki 9-krotnie przekroczył dopuszczalny limit. Jednocześnie wydaje się, że brednie wygłaszane przez tzw. Światową Organizację Zdrowia, jakoby na świecie umierało kilka milionów ludzi w wyniku zanieczyszczenia środowiska, również znacznie przekroczyły dopuszczalne normy. Przypomnijmy, rocznie na drogach ginie 1,5 mln ludzi (średnio co 21 sekund) i z tego powodu nikt nie obawia się o sprzedaż samochodów. Jednak nie każdy dealer Volkswagena myśli w ten sposób i w obawie przed najazdem niezadowolonych klientów preferuje, z przyczyn profilaktycznych, ograniczyć sprzedaż marek Volkswagena na rzecz innych producentów. To spowodowało załamanie się notowań firm z branży motoryzacyjnej – od producentów, przez dostawców, aż po poddostawców i innych jakkolwiek powiązanych z tym sektorem. Mimo wszystko należy stwierdzić, że sektor trzyma się bardzo mocno. Firmy europejskie raportują w swoich śródrocznych sprawozdaniach, że popyt jest silny, a dynamika sprzedaży na rynku chińskim jest bardzo dobra. Hossa w branży trwa również w USA, gdzie sprzedaż samochodów ciężarowych osiągnęła poziom wyższy niż w 2007 r.

Mijający rok stał pod znakiem kontynuacji spadków cen ropy. Cieszą się wszyscy z wyjątkiem Rosji, czyli frankowicze (wzrost rat jest zrekompensowany spadkiem kosztów dojazdu do pracy), linie lotnicze (gdzie 50% kosztów to paliwo), firmy wykorzystujące do produkcji ropopochodne surowce i inni. Jednak tak duży spadek powoduje poważne obawy co do perspektyw światowej gospodarki. Ujemna dynamika cen powoduje deflację, a w warunkach ogólnego spadku cen zwykle trudno o zawrotne tempo rozwoju gospodarczego.

W grudniu doszło do pierwszej od 9 lat podwyżki stóp procentowych w USA. Do tej pory FED prowadził ekspansywną politykę monetarną, utrzymując skrajnie niskie stopy procentowe i drukując pieniądze. Gospodarka USA ma się nie najgorzej, ale nie wiadomo czy za sprawą polityki FED. Natomiast biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach gospodarka amerykańska rozwijała się szybciej niż strefa euro, wartość EUR do USD spadała i dziś jest najniższa od 10 lat.

Inwestorzy obawiają się teraz kolejnych podwyżek stóp, a ich cykl może sygnalizować nadciągającą bessę na amerykańskim rynku akcji. Wydaje się jednak, że jest jeszcze dużo czasu, ponieważ krzywa dochodowości ma normalny kształt, mimo pierwszej podwyżki. W przeszłości jej wypłaszczenie (bądź odwrócenie) było pierwszym sygnałem ostrzegawczym.

Sytuacja w Europie wygląda nieco gorzej niż w USA. Średnio, wzrost gospodarczy strefy euro był niższy niż w USA czy Chinach. M.in. z tego powodu narasta niechęć do Unii Europejskiej i strefy euro. Trudne warunki gospodarcze pokazały, że Unia kompromituje się w zasadzie na każdym kroku. Coraz więcej krajów dostrzega konieczność kierowania się własnym interesem narodowym niż unijnym. Podzielone są  też  opinie  w  sprawie  Grecji.  W  tym  roku  znów  ugięto  się  pod presją i pozwolono Grecji odłożyć w czasie jej bankructwo.  Ten  kraj  nie  upadnie  tak  długo, jak długo wzrost gospodarczy strefy euro będzie na  tak  niskim  poziomie.  Wierzyciele  nie  chcą  ryzykować  zaburzeń w tym powolnym wzroście.

Pozwolenie na default będzie możliwe wyłącznie w warunkach załamania gospodarki strefy euro lub jej silnego rozkwitu. Jest tak dlatego, bo w czasie recesji weryfikuje się jakość należności i odpisuje się wszystko, co się da, natomiast w sytuacji wysokiego wzrostu gospodarczego spisanie na straty pojedynczego elementu nie wpłynie istotnie na postrzeganie gospodarki jako całości. Te i inne wydarzenia wywołują coraz większą niechęć do kontynuacji projektu pod nazwą „Unia Europejska” czy „Strefa Euro”. Ponad 50% obywateli Wielkiej Brytanii nie chce już być w UE. Węgrzy też uznają, że UE nie jest im potrzebna (obecnie produkcja przemysłowa w tym kraju rośnie o 10% rok do roku). Również we Francji coraz wyraźniej widać nastroje antyunijne – świadczą o tym wyniki wyborów samorządowych, w których Front Narodowy uzyskał bardzo dobry wynik i praktycznie otarł się o zwycięstwo. Ta partia nie ma narodowo-liberalnego charakteru – są to typowi socjaliści, który po prostu budują poparcie polityczne wykorzystując rosnącą niechęć do UE.

Jakie są największe wyzwania przed polskim rynkiem kapitałowym?

Wydaje się, że dobrym rezultatem będzie utrzymanie obecnej skali inwestycji na GPW w Warszawie. Narastają obawy przed dokończeniem dzieła zniszczenia Otwartych Funduszy Emerytalnych. Skutki dla GPW byłyby katastrofalne. Czy jednak jest tak strasznie jak mogłoby się wydawać? Chyba nie. Tzw. drugi rozbiór OFE, który rzekomo mógłby nastąpić za rządów PiS, miałby już zupełnie inny charakter niż pierwszy. Tym razem w grę wchodzą aktywa zainwestowane w akcje konkretnych spółek. Zwykła zmiana właściciela tych spółek z OFE na np. ZUS czy BGK niewiele daje z punktu widzenia budżetu.   W zasadzie nic nie daje. Proces sprzedaży tych niepłynnych akcji w celu uwolnienia jakiejkolwiek gotówki będzie długi i na pewno nie skończy się w obecnej kadencji parlamentu. Kto mógłby kupić tyle akcji? Polskie instytucje nie mają pieniędzy, a z funduszy inwestycyjnych odpływa kapitał, bo koniunktura jest słaba. Dla większości tych spółek należałoby znaleźć inwestora strategicznego – w tym zza granicy, co stoi w sprzeczności z ideologią rządzącej obecnie partii. Może trzeba po prostu zostawić sprawę do rozstrzygnięcia samej gospodarce? To jej kondycja warunkuje kierunek rozwoju polskiego rynku kapitałowego, a trzeba przyznać, że ostatnie lata na giełdzie były bardzo wymagające.

W ciągu ostatnich 5 lat indeks WIG20 stracił ponad 30% wartości. Ten indeks nie odwzorowuje wiernie sytuacji w gospodarce, która jest przecież dobra w świetle dostępnych danych. Przyczyną niepowodzeń jest skład tego indeksu – prawie 50% to finanse (banki, które cierpiały z ww. powodów oraz PZU), reszta to energetyka i górnictwo (miedziowe i węglowe – gdzie przecież od kilku lat panuje dekoniunktura).

Skoro gospodarka rozwija się w umiarkowanym i stabilnym tempie na poziomie ok. 3,5% rok do roku, a na giełdzie inwestorzy uwzględniają w cenach najgorsze możliwe scenariusze, dlaczego nie mamy być optymistami?

W świetle korzystnych prognoz makroekonomicznych, wciąż rekordowo niskich stóp procentowych, wyczerpaniu się możliwości inwestycyjnych w alternatywne aktywa, warto dalej stawiać na akcje i utrzymywać wysoką alokację.