Biznesradar bez reklam? Sprawdź BR Plus

Investors TFI: komentarz miesięczny - grudzień 2015

Udostępnij
  • Mijający rok okazał się dla rynków finansowych odpowiednikiem prawdziwego arcydzieła wśród filmów grozy. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, czyli uwolnienia kursu franka przez szwajcarski bank centralny. Później napięcie już tylko rosło. Najlepsze jest to, że choć do końca roku pozostało dwa tygodnie, to nadal ciężko wyrokować jakiego zakończenia możemy się spodziewać. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy inwestorzy byli świadkami tylu wydarzeń, że można by było nimi zapełnić całą dekadę. Przeżywaliśmy wojny walutowe, niestandardowe działania banków centralnych (które albo budziły nadzieję, jak w przypadku EBC albo strach, jak w przypadku chińskiego banku centralnego), zaskakującą mini hossę w Europie oraz pęczniejącą i pękającą bańkę spekulacyjną na giełdzie w Szanghaju. Był też długotrwały trend boczny na Wall Street, który uśpił czujność inwestorów na tyle, że zostali zaskoczeni sierpniowym krachem. Ożywienie gospodarcze w Europie przeplatało się ze spowolnieniem w USA, a w przypadku niektórych rynków wschodzących – z recesją.
  • Pomimo dużej nerwowości widocznej w końcówce roku na europejskich parkietach, rynek akcji na Wall Street w dalszym ciągu podąża ścieżką wytyczoną po krachu z sierpnia 2011 roku. Wtedy to, po trwających blisko dwa miesiące zmaganiach z 200-sesyjną średnią, w drugiej połowie grudnia rozpoczął się właściwy atak indeksów na szczyty z pierwszej połowy roku. Formalnie na zwycięstwo rynku byka (nowe rekordy) trzeba było poczekać do końca lutego 2012 roku, jednak kamień węgielny pod fundament tego ruchu, wmurowano dokładnie dwie sesje po trzecim piątku grudnia.
  • Tym razem trzeci piątek miesiąca przypada 18 grudnia, dwa dni po wysoce prawdopodobnym ogłoszeniu decyzji FED o pierwszej od ponad dekady podwyżce stóp procentowych. Dodatkowo, zgodnie z wyliczeniami analityków JP Morgan, wartość opcji wygasających w przyszłym tygodniu jest największa od lat i sięga ponad 1 biliona dolarów. Jeśli rynek miałby rozpocząć jakiś jednoznaczny ruch, to, zgodnie z wzorcem sprzed czterech lat i po rozwianiu wątpliwości dotyczących podwyżek stóp w USA, powinien to być początek świątecznego tygodnia. Wielu inwestorów, w tym analitycy JP Morgan, obawia się raczej negatywnych konsekwencji tej koincydencji zdarzeń. Ja mam jednak nadzieję, że powtórzy się scenariusz z 2011 roku i nie będzie przykrych niespodzianek.
  • Ma to kluczowe znaczenie dla naszego parkietu, który, wraz z giełdami na Ukrainie, w Egipcie, czy w Kolumbii, zalicza się do najsłabszych rynków świata ostatniego półrocza. Wygląda na to, że polityczna zapowiedź sprzed kilku lat, że w Warszawie będziemy mieli drugi Budapeszt, zrealizowała się z zadziwiającą dokładnością. W rezultacie w strategiach domów inwestycyjnych Europy zachodniej na 2016 rekomenduje się przeważanie Węgier, a niedoważanie Polski, czyli odwrócenie strategii z poprzednich lat. Jeśli światowe giełdy podążą za wzorcem z przełomu lat 2011 i 2012, mierząc się z historycznymi szczytami, mamy szansę ustanowić nominalny dołek ponad półrocznej fali politycznych spadków jeszcze w tym roku i to blisko obecnych poziomów indeksów. Jednak na odzyskanie utraconej w tym czasie siły względem giełd regionu będziemy musieli poczekać znacznie dłużej.